sobota, 13 sierpnia 2011

Wstęp oraz w obronie muffinka

"Załóż bloga kulinarnego", marudzili ludzie i wymarudzili. Proszę, blog. Nie obiecuję, że będę go regularnie uzupełniać, nie obiecuję, że będzie w nim coś szczególnie odkrywczego, nie obiecuję, że nie będę miejscami pisać eseju i błądzić po tematach innych niż gotowanie. To blog, notes z przepisami mam w kuchni.

Czytam kilkanaście blogów kulinarnych. Te popularne, mainstreamowe, które generują mnóstwo wizyt w ciągu dnia, których autorki wydają książki i które raczą czytelnika pięknymi, wyfotoshopowanymi zdjęciami, te mniej popularne, pisane przez znajomych lub ludzi, których znam "z widzenia" z internetu. Inspiruję się przepisami tam znajdowanymi, ale prawie nigdy nie robię potraw równo i zgodnie z literą przepisu. Zwykle z tej prostej przyczyny, że jestem leniwa i absolutnie nie mam ochoty po egzotyczny produkt jeździć na drugi koniec miasta. Jak lubicie - proszę bardzo, jeźdźcie. Ja znajdę zamiennik, zmienię przyprawę, połączę kilka przepisów w jeden (czym zwykle doprowadzam T. do szewskiej pasji, bo to typ człowieka, który genialnie zilustrowała Ula) i wyjdzie coś mojego, nowego i zwykle uproszczonego. I smacznego.

Gotowanie na serio i dla ludzi zaczęłam tak naprawdę z chwilą nabycia blachy do muffinów. Znalazłam wtedy w necie ultraprosty przepis, który do dzisiaj mam wdrukowany w głowę i muffiny robię na pamięć. Czasami jednak znajduję na różnych stronach/blogach/forach inne przepisy, które sprawiają, że chce mi się wyć. Gdyż wiedz, drogi Czytelniku, że jeżeli w przepisie masz powiedziane, że trzeba utrzeć masło z cukrem na puszystą masę, to to nie jest przepis na muffiny. Jeżeli każą ci roztapiać masło, studzić je i wlewać powoli w ucieraną mikserem (abominacja!) masę - to również nie jest przepis na muffiny. To przepisy na, dobre skądinąd, babeczki lub magdalenki. Ale obok muffina to one nie stały, chyba że mąka z jednego młyna pochodziła. Muffiny idealne są puchate, z dziurami w środku, ze zrumienioną górą. A są takie przez trzy rzeczy:
1. brak mechanicznego ucierania - ciasto miesza się widelcem, na bogów!
2. sodę oczyszczoną
3. proszek do pieczenia.
Cały sekret. Więc jeżeli znajdziecie jakiś przepis, który każe Wam robić cokolwiek innego poza wlaniem mokrych do suchych i zabełtania widelcem, to wiedzcie, że muffiny wasze nie będą tru muffinami, tylko podróbką.

Tyle się nagadałam, więc może teraz przepis podstawowy, który zawsze wychodzi, z którego muffiny zawsze są puchate, zawsze dobre i zawsze chce się więcej. Wiem, parędziesiąc osób nimi wykarmiłam, mogą dać świadectwo.

Muffiny - przepis podstawowy

Mokre:
szklanka (250 ml) mleka (nada się też maślanka)
1/3 szkl. oleju (80 ml) oleju (jak baaardzo chcecie, to rozpuszczonego masła. ale musicie bardzo, bardzo chcieć)
jajko

Suche
1,5 szkl.(250 g) mąki
1/2 szklanki cukru
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki cukru waniliowego

Włączyć piekarnik, niech się grzeje do 180 st.
Wymieszać w jednym naczyniu mokre, w drugim suche. Wlać mokre do suchych, zabełtać widelcem. Wypełnić gniazda formy na muffiny (wypełnione papierowymi papilotkami, na sucho też się da, ale więcej zmywania) do 3/4 wysokości. Wstawić do piekarnika na 20 minut, wyjąć, nie poparzyć się, przestudzić i jeść.

Ilość ciasta powinna być akurat na 12 muffinów.

3 komentarze:

TheLazyBe pisze...

Czy bełtanie bełtaczką jest bardzo niewłaściwie? Poza tym wszystko się zgadza.
Najbardziej lubię czekoladowe, choć przyznam, że mimo mojej miłości do muffinek nie wypróbowałam zbyt wielu opcji. Także, czekam na różne pomysły:)

Marzą mi się pyszne grzyby atomowe, podobne do tych ze starbucksa (http://ansam518.files.wordpress.com/2009/09/starbucks-muffins1.jpg?w=500&h=375) ale to chyba mutanty, spulchniane za pomocą nanotechnologii.

Powodzenia w blogowaniu!
Gosia

Astarael pisze...

Bełtanie bełtaczką rozbija grudki, a żeby urosło mocno-mocno grudki są kluczowe. Takie Starbucksowe mają jeszcze więcej spulchniaczy (chemii, w sensie), dlatego tak rosną. Jak chcesz takie po domowemu, możesz wlać więcej ciasta do foremki, ale wtedy mogą ci się rozleźć na boki.
:)

Shigella pisze...

Ja mam z muffinkami dramacik, bo za nimi nie przepadam, a teraz trudno uswiadczyc na imprezach jakiekolwiek inne ciasta.

Chyba jedyne ktore mi smakowaly (ale nie tak, zebym zamierzala kogos dla nich zabijac) zrobila kolezanka w wersji wytrawnej, z jakims serkiem i bodaj suszonymi pomidorami czy szynka.

Nie pasuje mi zupelnie konsystencja, kojarza mi sie z kupnymi ciastkami z plastiku.
Mam smiala hipoteze, ze te heretyckie modyfikacje maja na celu nadanie im lekkosci i puszystosci a jednoczesnie zachowanie formy ;)